Właściwie nie było wśród moich znajomych osoby, której nie zaskoczyłaby informacja, że od października zostanę dumną studentką filologii węgierskiej. Dziwnym trafem nikt nie wiedział o mojej wcale dawnej słabości do kultury węgierskiej.
Podejrzewam, że równie wiele osób zdziwiłoby się, gdybym powiedziała, że – gdyby trzymać się tych trochę sztucznych podziałów na literatury narodowe – w ścisłej czołówce moich ulubionych państw-dostarczycieli powieści są Stany Zjednoczone. O tak. Uwielbiam dobrą literaturę amerykańską. Ma w sobie jakieś nescio quid, którego zwykle nie posiadają literatury europejskie. Nie wiem, jak to nazwać: to jakieś zdystansowane okrucieństwo w narracji, w nastoju, w stylu. Trudno to opisać, to dość trzewne doznanie estetyczne: weźcie stare książki Stephena Kinga, praktycznie całego Cormaca McCarthy’ego i niewielką, niestety, spuściznę Sylvii Plath – i wyciągnijcie z nich wspólny mianownik – i to będzie właśnie to, o co mi chodzi.
Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie skończyłam Niebieskiego ptaka Joyce Carol Oates, jednej z najwybitniejszych żyjących pisarek amerykańskich. A trzeba Wam wiedzieć, że uwielbiam powieści Oates – uważam je za absolutny majstersztyk. I tym razem ponadsiedemdziesięcioletnia Amerykanka mnie nie zawiodła.
Niebieski ptak (tytułowej piosenki możecie posłuchać na przykład tutaj) opowiada historię tajemniczej śmierci młodej (choć nie pierwszej młodości) wanna-be-piosenkarki i prowincjonalnej piękności Zoe Kruller. Historię poznajemy z dwóch krzyżujących się, powiedziałabym wręcz: symetrycznych perspektyw córki mężczyzny oskarżonego o morderstwo Zoe oraz syna zamordowanej kobiety.

Jeśli dodać do tego ostry jak brzytwa, precyzyjny język Oates, która metaforą czy porównaniem posługuje się oszczędnie i świadomie, wyłącznie w celu podkręcenia wyrazistości obrazu, oraz brak łatwych, krzepiących zakończeń czy optymistycznych przesłań – otrzymamy prozę jak pchnięcie nożem. Zdecydowanie zasługującą na Nobla, którego posiadaczka najbardziej uduchowionego wejrzenia współczesnej literatury (próbka obok) wciąż ma szansę się doczekać.
Czytałam: Joyce Carol Oates, Niebieski ptak, Poznań 2010.
Mnie nie zaskoczyła.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że to coś w literaturze amerykańskiej jest. I tego właśnie w niej nie znoszę - jak również tego, że nie ma w niej tego czegoś, co jest w brytyjskiej. Języka angielskiego, między innymi.
Ależ najdroższy, a przecież gdyby nie "Szklany klosz", nigdy nie bylibyśmy razem! :P
OdpowiedzUsuńPoza tym jak zwykle o ogóle wnioskujesz na podstawie lektury jednej książki.