poniedziałek, 4 lipca 2011

O nieznanej książce znanego poety

Skończyłam sesję, obroniłam licencjat, wywiązałam się ze wszystkich czasochłonnych zobowiązań - nadchodzą tłuste miesiące Na Poczytaniu. Miałam nawet nadzieję, że ta notka będzie pierwszą w historii bloga "drugą notką miesiąca” (vide Archiwum po prawej), ale znienacka zrobił się lipiec - i przepadło. Nic to.

Na dziś wybrałam dla Was smakowity kąsek. Otóż po raz kolejny już przekonałam się, że warto zwracać uwagę na  absolutnie-nic-nie-mówiące tytuły książek (a nieraz i nazwiska autorów/autorek) wzmiankowane w podręcznikach do historii literatury polskiej, tzw. dużych cegłach*. Ucząc się do egzaminu natrafiłam na uwagę o fantastycznej powieści pod tytułem Dwa końce świata, której autorem jest nie kto inny, a znany i lubiany (choć spośród skamandrytów chyba najbardziej zapomniany) poeta Antoni Słonimski.

Napisałam „powieść”, a to chyba za duże słowo (choć przysięgłabym, że posłużył się nim autor podręcznika): wspomniany utwór jest raczej dużym (120 stron) opowiadaniem. Traktuje o tym, jak to pewnego dnia niejaki Hans Retlich (czytaj w lusterku) ogłosił, że za niecały miesiąc dokona zagłady całej ludzkości za pomocą tajemniczych Niebieskich Promieni. Mianuje się nowym Noem i zapowiada, że jego metoda będzie skuteczniejsza niż tandetnie urządzony przez żydowskiego boga legendarny potop. Dodam, że rzecz dzieje się w roku 1950, wyszła w 1937 - wiecie, o co chodzi? Potem wydarza się dużo różnych ciekawych rzeczy, których zdradzać nie będę, bo to jest miniesej na temat literacki a nie streszczenie na Ściądze. 

Nie wierzę, że nie znacie skeczy Sarah Silverman  czy Źródła wszelkiego zła Jacka Kaczmarskiego. Taak, utwór Słonimskiego reprezentuje ten sam typ humoru – powiedziałabym wręcz, że momentami przyćmiewa Silverman jeśli chodzi o poziom drastyczności dowcipu (choćby taki kawałek: Zaczęło się [wyrzucanie Emericha z partii nazistowskiej – przyp. Ew.] od zgwałcenia nieletniej Niemki. Czyn ten został napiętnowany w poufnej naganie, ale Emerich coraz częściej dopuszczał się gwałtów nad dziećmi obojga płci. Wszystko to nie doprowadziłoby jednak do usunięcia z partii, gdyby nie fatalny przypadek, że jedna ze zgwałconych dziewczynek miała babkę Żydówkę. Ujawnienie tego faktu stało się końcem kariery Emericha.).

Cały utwór skrzy się zresztą inteligentnym humorem – wiadomo, Słonimski. Ale, jak się okazuje na końcu, to był humor wyrażający tylko dystans, a nie – optymizm. Na końcu bowiem inteligent broniący wysokich wartości (postać literacka zawsze bliska memu sercu, a tu jeszcze wyjątkowo sympatyczna) ponosi typowo polską porażkę (to mogę zdradzić). Czyli: pokonali go realnie, ale moralnie zwyciężył. 

Prorok jaki, czy co? 


* Fascynujący fakt z życia polonistki: najważniejsze podręczniki do HLP (historii literatury polskiej) dzielą się na duże cegły (które po prawdzie bardziej niż cegły przypominają pustaki czy wręcz wielką płytę) i małe cegły (które są dużymi cegłami przystosowanymi do używania przez ludzi).

PS
Właśnie zauważyłam, że dziś 35. rocznica śmierci Słonimskiego. To pańskie zdrowie, panie Słonimski!


Czytałam: A. Słonimski, Dwa końce świata, Warszawa 1991.

1 komentarz:

  1. O! Jaki dobry wpis! Super, bardzo mi się podoba i to nie tylko przez samego Słonimskiego!

    OdpowiedzUsuń