poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Jak doszło do tego, że przeczytałam "Zmierzch" i zdemaskowałam Meyer

Uważam popkulturę (kulturę masową w zasadzie również, ale może w krótszych przedziałach czasowych) za najważniejszą sferę kultury. Kiedyś opracuję jakiś list otwarty, w którym będę się domagała uznania dla dzieł przeciętnych (albo i nieprzeciętnych), będących w szerokim obiegu: czytanych, oglądanych, słuchanych, cokolwiek. Oczywiście, nie mówię tutaj, że taka np. seria o Harrym Potterze jest czymś lepszym od, dajmy na to, sonetów Petrarki. Mówię natomiast, i to z całkowitym przekonaniem: seria o Harrym Potterze ma dla naszych czasów co najmniej takie samo znaczenie jak sonety Petrarki. A wręcz - nie oszukujmy się – większe.
Tak w dużym skrócie brzmiały moje przemyślenia na temat, hm, stratyfikacji Kultury. Gdy już nasyciłam się ich obrazoburczym potencjalem i wyłożyłam je wszystkim spośród znajomych, którzy byli uprzejmi słuchać, nagle dotarło do mnie: no fajnie, ale gdzie ty, ptysiek, a gdzie kultura popularna, której tak bronisz? Przecież nawet ostatniej części Pottera (trzymam się tego przykładu) w rękach nie miałaś! Zdębiałam. I postanowiłam uzupełnić braki.
 Zacznijmy od tego, że przeczytanie "Zmierzchu" (za cel obrałam tom I tzw. Sagi) nastręcza młodej polskiej inteligentce poważnego problemu technicznego: trzeba mieć książkę. A przecież ani jej nie kupię (28,5?! To prawie 9 paczek moich ulubionych ciastek!), ani nie pożyczę od kogoś ze znajomych (bo po co ktoś ze znajomych ma wiedzieć, że czytam „Zmierzch”?). Pozostaje biblioteka i perspektywa  konieczności spojrzenia w oczy (skądinąd szalenie sympatycznej) pani za biurkiem, która na pewno pomyśli „a jednak, mam cię!”.
Wszyscy i wszystkie z pewnością pamiętacie tę scenę z „Lalki”, gdy Wokulski na oczach panny Łęckiej ostentacyjnie zabiera się do jedzenia ryby nożem i widelcem? Rozmaicie się to interpretuje, ale o jednej nauczce, jaką daje nam tamten wybryk, z reguły nikt nie myśli: czasem zamiast zredukować coś do absurdu warto to do absurdu wyśrubować. Efekty mogą być interesujące.
Poszłam tedy do mojej ulubionej biblioteki i wypożyczyłam za jednym zamachem: „Zmierzch” Stephenie Meyer właśnie, „Nigdy w życiu” Katarzyny Grocholi, „Dom nad rozlewiskiem” Małgorzaty Kalicińskiej i „Artystkę wędrowną” Moniki Szwai (pani bibliotekarka, zachowując kamienną twarz, doradziła mi Szwaję zamiast Izabeli Sowy – jako bardziej popularną). Tzw. nowa polska proza „kobieca” to temat na osobną notkę, nawiasem mówiąc. Wiem, że wiecie.
Nie będę pisać o tym, jak wychodząc z Meyer do parku okładałam ją obwolutą „Wstępu do cybernetyki” (miała odpowiednią wielkość), bo bałam się, że może mnie zobaczyć ktoś ze znajomych. Chociaż, gdy się głębiej zastanowić, moje perypetie wokół „Zmierzchu” były znacznie ciekawsze od samego „Zmierzchu”. Za to emocje – nieporównywalne. W książce Meyer każda rozmowa (Belli i Edwarda, bo innych prawie nie ma – sporadycznie z ojcem, który chyba celowo został zaprojektowany jako mruk, żeby mimo bycia jedynym współlokatorem dziewczyny nie nadawał się przypadkiem na, broń Boże, powiernika. A matka jest poza, Internet działa słabo, etc., etc., no po prostu Edward to jedyna osoba, z którą warto porozmawiać, ach) to prawdziwa fontanna emocji. To, moim zdaniem, jeden z błędów początkujących (lub wiecznie początkujących) autorów i autorek: każda wypowiedź musi być koniecznie zaopatrzona w opis stanu emocjonalnego mówiącego czy mówiącej, opis grymasu, gestu czy postawy. KAŻDA. Przeto pogawędki dziewczęcia i wampira mienią się najrozmaitszymi emocjami, głównie skrajnymi i negatywnymi (bo Edward jest z gatunku „wrażliwych”). Znaczna część rozmów toczy się w samochodzie Samochody to jakiś fetysz Meyer? Znaczna część wszystkiego odbywa się w samochodzie. Pierwsza rozmowa Belli z ojcem dotyczy samochodu. Zanim Bella poznaje Edwarda, widzi jego samochód. Bardzo Ważne Wyznania wyznawane są w samochodzie. Edward ratuje Bellę od zmiażdżenia przez samochód, Edward ratuje Bellę wciągając ją do samochodu. Czy to jakiś symbol, klucz, czy co, hę? O co chodzi?
No dobra, nie chciałabym się za długo rozwodzić, bo o „Zmierzchu” napisano już chyba wszystko, co tylko się da (z co nowszych polecam artykuł w Zadrze. Zadrę można i warto nabyć choćby tu), wyjawię zatem tajemnicę bestsellera, którą odkryłam sama i pierwsza; jej dotąd niedocenioną głębię intelektualno-moralno-poznawczo-no. Otóż Meyer jest bezpośrednią spadkobierczynią wielkich tradycji naturalizmu! Tak! Nie dajcie się zwieść temu fantastyczno-groźnemu kostiumowi, który jest tylko po to, by po powieść sięgnęły nastolatki! Popatrzcie tylko: bohaterowie to Bella Swan (łabędź, czy właściwie łabędzica; a zatem nomen omen mające podkreślić wyjątkowy niby wdzięk i dostojeństwo Belli, których – nota bene – przez bodaj ponad 400 stron nie zauważyłam) i Edward Cullen, bardzo często porównywany do pumy. Edward mówi o wampirach, że są odpowiedzią ewolucji na ludzi (jest pożywienie - pojawia się chętny na pożywienie, rozumiecie)- toż to klasyczny ewolucjonizm, wręcz ewolucjonistyczny fatalizm! Ale to tam szczegół, takie drobiazgi. Najważniejsze jest to, że co robią bez przerwy bohaterowie (także w samochodzie, oczywiście)? OBWĄCHUJĄ SIĘ! Przysięgam, bez przerwy! Nie zliczę, ile razy Edward i inni mówią Belli, że ma wyjątkowo kuszący zapach – i ile razy Bella myśli to samo o Edwardzie.* Podstawą ich rzekomo wielkiej miłości nie jest żadna metafizyka: to najzwyklejszy, najbardziej przyziemny zmysł powonienia. Feromony. Ideał sięgnął bruku. Tak naprawdę „Zmierzch” to gorzka opowieść o poszukiwaniu transcendencji w świecie oferującym zaledwie powierzchowne doznania zmysłowe. Bohaterowie to postacie na wskroś tragiczne, miotające się między świadomością swojej „ziemskości” a pragnieniem absolutu. Stephenie Meyer jest dziedziczką tradycji Zoli, Huysmansa, Goncourtów, Belmonta etc.
I pamiętajcie – jest tak samo ważna.


* Szczerze mówiąc, w pewnym momencie zaczyna się to robić trochę obleśne.

1 komentarz:

  1. $łiiiT BI_()Ga5eK! :***

    Teraz będziesz musiała obejrzeć film i stworzyć notkę porównawczą. Pamiętaj: to Ewelina Ewelinie zgotowała ten los! :)

    OdpowiedzUsuń